Pora skończyć z byciem koniem z klapkami na oczach!
2016-05-19

Pora skończyć z byciem koniem z klapkami na oczach!
Dzieciak w piątej klasie podstawówki odsuwa od siebie nieszczęsne myśli, że w pewnym okresie dojrzewania po prostu zaczyna gorzej widzieć. Okulistą nie jestem, ale po prostu czasami tak jest. W tamtym okresie ja, mała Ada, robiłam wszystko, żeby nie nosić okularów, nawet do tablicy. Tym oto sposobem: siedziałam zawsze w pierwszej ławce zyskując tytuł nadwornego kujona; dostałam kilka razy piłką w głowę, bo miałam zbyt opóźniony czas reakcji; pogorszyłam relacje z rówieśnikami, ponieważ błąkałam się po korytarzach po omacku; przystawiałam nos do witryny sklepowej, za każdym razem, kiedy wypatrywałam czegoś dokupienia.

Przydomek klasowy ? niedorajda. I co z tego! Życie toczyło się w miarę normalnie, aż do momentu, kiedy trafiliśmy na rutynowe szkolne badania. Włożyłam cały swój urok osobisty, aby przed higienistką udawać, że ja naprawdę widzę te podświetlane literki na tablicy, po prostu mam zły dzień i zapomniałam wziąć z domu śniadania. Nic z tego. Otrzymałam skierowanie do okulisty i nie wiem, co mnie podkusiło, żeby od razu w progu mieszkania oddać je rodzicom.
Dzień badania i od razu wyrok. Wada wzroku, przepisujemy okulary. Oczywiście u optyka nie potrafiłam dobrać sobie adekwatnych oprawek. Nie ważne, czy były zielone, czerwone, w kropki, w paski ? wszystkie były obrzydliwe! To w końcu okulary! Poddałam się dopiero w momencie, kiedy wzrok mojej rodzicielki zmienił się na ten z serii ?bardzo poważnie porozmawiamy w domu i masz tygodniowy szlaban w pakiecie?. Założyłam na twarz kawałek żelaza z plastikiem i szkłem. Czułam się przegrana.

Od tego momentu widziałam tylko na wprost. Przetarłam sobie nos i uszy. Wypisz, wymaluj Velma Dinkley ze Scooby Doo. Dodatkowo, ten ciągły odruch poprawiania okularów.
Taką miałam, o ironio, buntowniczą naturę, że grzecznie przenosiłam swoje znienawidzone pingle przez kolejne 10 lat. Próbowałam czasami ich nie nosić, ale sprawdzanie numeru autobusu tuż przed krawędzią przystanku nie rokowało zbyt dobrze na przyszłość. Chodzenie na randki bez okularów też nie zdawało egzaminu, od kiedy pomyliłam swojego chłopaka z jakimś randomowym facetem.
Podsumowując: co mnie dręczyło przez te 10 lat?
1. Brak wycieraczek, kiedy padał deszcz.

2. Odciski rzęs.
3. Bycie niewidomym przy każdej zmianie temperatury w pomieszczeniu.
4. Pseudo-inteligencki wygląd.

5. Rozmazany makijaż na nosie.
6. Wycieranie, przecieranie i chuchanie.
7. Brak możliwości bądź ograniczona możliwość noszenia standardowych okularów przeciwsłonecznych.
Jak się z tym uporałam? Śledźcie bloga na bieżąco!
-
-